18 lis 2014

[Przedpremierowo] M. Johnson, J. Green, L. Myracle - "W śnieżną noc"

W cichą noc, gdy mróz zamraża okna, śnieg nieprzerwanie spada z nieba, a wiatr huczy i zamienia go w wichurę, młoda dziewczyna siedzi przy oknie, popijając z kubka gorącą czekoladę i wsłuchuje się w szelest kartek, które z każdą chwilą przewraca. Czyta o miłości. O młodych osobach, jak ona, które w taką samą, wigilijną noc spotykają miłość. Miłość, o której każdy marzy, ale która dopiero pączkuje. Czyta, podczas gdy budzą się w niej wspomnienia i porywają jeszcze głębiej... w śnieżną noc.


Tytuł: W śnieżną noc
Tytuł oryginału: Let It Snow
Autorzy: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data i miejsce wydania: Wrocław, 2014

Moja ocena: 7/10
Zakładka: Intrygujący posiłek

- Ale... Święta się skończyły.
- Och, nie, święta nigdy się nie kończą, jeśli nie chcesz. [...] Święta to stan umysłu.

Byłam zainteresowana tą książką od samego początku, choć nie miałam pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Okładka głosi, że świątecznych opowiadań o miłości, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, co może się w nich pojawić? Ja nie byłam w stanie. Moje przypuszczenia odnośnie pomysłowości autorów potwierdziły się, gdy tylko rozpoczęłam czytanie pierwszej historii. To JEST coś oryginalnego, choć o samym odczuwaniu miłości trudno jest napisać coś odkrywczego.

Wszystkie trzy opowiadania mają pewien punkt wspólny - ich geneza to burza śnieżna w miasteczku Gracetown podczas nocy wigilijnej. W pierwszym z nich Jubilatka zostaje zmuszona do podróży pociągiem w tę noc, nikt nie mógł jednak przewidzieć, że pociąg stanie w miejscu ze względu na zaspę. Przyjęcia u chłopaka w rocznicę związku zamieniło się więc w najbardziej pechową historię świata. Druga historia mówi o trójce przyjaciół, próbujących przedostać się przez zamieć do cheerleaderek lub też... placków ziemniaczanych. Ich zabawne perypetie odkrywają jedną coś jeszcze. Uczucie, którego się nie spodziewali. Trzecie opowiadanie to historia o odkrywaniu siebie, zmianie na lepsze i wzmocnieniu uczucia, które zostało poważnie naruszone.

- Cieszę się, że idziesz! - zawołała Diuk.
- Dzięki! - odkrzyknąłem, a ona dodała:
- Szczerze mówiąc, bez ciebie placki ziemniaczane nie mają sensu!
Nie należy wymagać od tej książki wiele, bo każdy, kto podejdzie do jej czytania z takim właśnie założeniem srogo się zawiedzie. Nie, nie jest zła. Prawie fantastyczna. Tyle że jej urok leży w prostocie. Opowiadania nie mają skomplikowanej fabuły ani zatrważającej długości - choć to jedynie mała dygresja, bo przecież długość nie przekłada się na jakość - i skupiają się na jednym, to znaczy na romansie.

Zdecydowanie najlepsze jest pierwsze z nich - Podróż wigilijna. Niebanalne, dostatecznie rozwinięte, z sensownym zakończeniem. Nie obyło się bez niewielkich potknięć, ale ogólny odbiór jest bardzo dobry. Rzecz ma się trochę inaczej w przypadku pozostałych historii. Czyta się je równie przyjemnie, ale jakością odbiegają od pomysłu Johnson. Green wyróżnia się przede wszystkim tym, że głównym bohaterem uczynił chłopca i to z jego perspektywy opisuje wszystkie wydarzenia, ale to również u niego znajdziemy największą dawkę humoru - który jednak nie do wszystkich może trafić - i typowo nastoletniego myślenia. Z kolei Myracle niejako łączy wszystkie trzy opowieści i przez to Święta patronka świnek wydaje się być trochę przykrótka.

Policzyłem, że w centrum będziemy za dwie minuty, a za dziesięć będziemy wsuwali specjalność Keuna - serowe gofry niefigurujące w menu. Rozmarzyłem się na myśl o tych gofrach, pokrytych roztopionym serem Kraft, równocześnie pikantnych i słodkich, o smaku tak wyrafinowanym i złożonym, że nie da się go nawet porównać do innych smaków, tylko do emocji. Gofry serowe, pomyślałem, są jak miłość bez lęku przed rozstaniem, a gdy dojeżdżaliśmy do ostrego skrętu tuż przed wjazdem do centrum, niemalże czułem ich smak w ustach.
Jeśli chodzi o styl, to naturalnie autorzy różnią się od siebie, ale mają jedną cechę wspólną, o której już wcześniej wspominałam - prostotę. Nikt nie będzie miał problemu ze zrozumieniem tego, co napisali. Oczywiście wszystko napisane jest ładnym językiem, ale nie ma w nim nic wyszukanego, co jak najbardziej pasuje do założenia o napisaniu tych radosnych - bo takie są - i przyjemnych opowiadań.

Całość czyta się świetnie, z chęcią i wielką przyjemnością. Jest to lektura na chwilę drobnej przyjemności czy też poprawienie sobie samopoczucia. Kierowana przede wszystkim do kobiet, a głównie do młodych dziewczyn. Idealnie nadaje się na prezent, zwłaszcza gwiazdkowy, nawet dla dwunastolatki, więc jeśli ktoś chce sprezentować książkę swojej córce/siostrze/siostrzenicy/kuzynce etc., ta będzie doskonała.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.



Fragment do przesłuchania tutaj lub w głównym menu.

1 komentarz: